Mic Mic
892
BLOG

Zagubiony człowiek z karabinem - "Miasto 44"

Mic Mic Kultura Obserwuj notkę 9

   Miałem ten tekst napisać już jakiś czas temu, bo i od obejrzenia przeze mnie samego filmu minęły ze trzy tygodnie. Na „Miasto 44” poszedłem z obawą, że albo wyleje się na mnie patos z ekranu, zaleje mnie i utonę w nim albo dostanę coś dziwnego, co będzie mnie przekonywać, że ludzie biorący udział w walkach powstańczych cierpieli przede wszystkim na młodzieńcze zagubienie. Owszem, przyznaję, że temat jest trudny, a ogrom tragedii walczącej Warszawy, piramida możliwych warstw interpretacyjnych oraz zrozumiała w swej genezie otoczka emocjonalna sprawiają, że niesamowicie trudno zrobić film, który trafiłby w Arystotelesowski wymóg harmonii i umiaru, zachowując przy tym pełnię sensu tego wydarzenia i spójność fabuły. Jak to się udało Janowi Komasie? Bardzo przeciętnie. Nie było bowiem rozbuchanego patosu. Była za to zagubiona młodzież.

   Biorąc to na zdrowy rozum, do dzisiaj nie wiem, dlaczego główny bohater imieniem Stefan wpakował się w taką kabałę? Jakie miał motywacje? Po co mu to było? Z treści filmu wynika, że do konspiracji trafił ze względu na dwie dziewczyny. Pierwsza wciągnęła go do konspiracji, druga zaś stała się, jak się zdaje, powodem do pozostania w strukturach Państwa Podziemnego. Ta pierwsza jest koleżanką z sąsiedztwa. Ta druga staje się jego miłością. Potem, doprawdy żelazna konsekwencja, uprawia seks z tą pierwszą, bo zawierucha powstańcza sprawiła, że zgubił tę drugą. Oczywiście po śmierci tej pierwszej, spotyka, jak gdyby nigdy nic, tę drugą, aby wspólnie po tych upiornych 63 dniach popatrzeć się z drugiego brzegu Wisły na płonącą Warszawę. Dlaczego zatem Stefan walczył w powstaniu? Bo już był w konspiracji i jakoś tak wyszło, że postrzelamy z kumplami do Niemców? Bo trudno by wymigać się, skoro już się wdepnęło w to bagno, a wstyd byłby spojrzeć potem kolegom i koleżankom, zwłaszcza koleżankom w twarz? A oni po co wzięli udział w tym powstaniu?

  Takich pytań można by mnożyć bez liku, ale próżno na nie szukać odpowiedzi w filmie. Jeśli Komasa inspirował się oryginalnymi nagraniami z powstania, to chyba poszedł w tej inspiracji za daleko, ponieważ zrobił film, który jest równie niemy co tamte archiwalne klisze. Odniosłem wrażenie, że ludzie w nim zostali zredukowani do najbardziej przyziemnych potrzeb, marzeń i planów, a jakakolwiek warstwa wyższa miała zostać oddana do dyspozycji widza, aby ten nałożył ją na akcję filmu w formie, jaką uzna za stosowną. Otrzymaliśmy w efekcie tego zabiegu wyłącznie zagubioną młodzież, której postępowanie w filmie jest niezrozumiałe, która wdaje się w ciężkie walki na ulicach polskiej stolicy chyba z powodu samego tylko biernego poddania się następującym po sobie wypadkom. Bez dotknięcia warstwy ideału nie wiadomo, o co chodzi w tej całej krwawej awanturze. Dotknięcia zaś tej warstwy jakby się bano, ażeby nie wyszedł jakiś nazbyt podniosły gniot.

  O czym wobec tego jest ten film? Na pewno nie jest to film o powstaniu, jakim ono było naprawdę. Wystarczy posłuchać kilkunastu relacji z uczestników powstania, aby przekonać się, że mentalność bohaterów filmu nie była mentalnością powstańców. O czym zatem jest film Komasy? Jeśli jest to film o czymkolwiek, to opowiada on o nas i dzisiejszej generacji ludzi, którym w głowie się nie mieści, że można w coś wierzyć szczerze i gorąco, i być gotowym oddać za to życie lub przynajmniej zaryzykować dalszy jego bieg. Nie mam bowiem pojęcia, jak można inaczej wytłumaczyć ucieczkę reżysera od poruszenia jakiejkolwiek kwestii dotyczącej ideałów lub wartości. Nie ukrywam, że oceniam dzieło Komasy negatywnie, że temat przerósł młodego reżysera. Ale gdyby spojrzeć na „Miasto 44” od strony różnicy między nami a pokoleniem dwudziestolatków, którym przyszło żyć w Warszawie podczas okupacji niemieckiej, to film ten bardzo dobrze potwierdza tezę, która była skądinąd często powtarzana podczas ekranizacji „Kamieni na szaniec”. Mówiono bowiem, że dzisiejszy młody człowiek nie zrozumie filmu, który przedstawiłby powstańców jako ludzi przepojonych patriotyzmem, duchem ofiary i tą niebywałą wolą walki, która pozwoliła im, żołnierzom walczącym niemal gołymi pięściami przetrwać 63 dni w starciu z przeciwnikiem uzbrojonym po zęby we wszystkie dostępne ówcześnie typy uzbrojenia. Film Jana Komasy pokazał, moim zdaniem, że taka teza jest jak najbardziej prawdziwa. Oczywiście na przekór tym, którzy szermowali podobnym założeniem jako argumentem,

nie wynika, iż należy stronić od próby interpretacji postaw patriotycznych lub wzbogacania osobowości bohaterów filmów o coś ponad pragnienie bezpiecznego, spokojnego życia, które do tegoż stopnia ich determinuje, że w ich ustach „stare zaklęcia ludzkości” nigdy nie stają. Wręcz przeciwnie, takie filmy są konieczne, gdyż potrzeba nam wszelkich środków do zaleczenia tego, co ujawnia się w „Mieście 44”, a mianowicie kryzysu tożsamości. Ten ostatni przybiera w warunkach polskich postać pytania o tożsamość narodową: „Co to znaczy, że jestem Polakiem?”.

   Summa summarum, Komasa poległ w starciu z tak wielkim przeciwnikiem, jakim okazał się temat powstania warszawskiego. Przyznaję kilka plusów za zdjęcia, efekty specjalne, ale to nie są wartości, które stanowią o całości filmu. Ocenę pogarszają ponadto kretyńskie sceny, jak na przykład ta, w której całujących się Stefana i Biedronkę obiegają kule w iście matriksowskim stylu, decydując się chyba tylko z litości wobec młodej zakochanej pary jedynie zatańczyć wokół nich, a nie poprzekłuwać tę dwójkę niczym durszlak. Po co to było? Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że ten film to był taki gorszy Quentin Tarantino, ale po polsku i na smutno. Tarantino, bo momentami technika robienia ujęć wydała mi się podobna. Poza tym amerykański reżyser też żadnych wznioślejszych treści nie porusza, lecz ogranicza się do samej zabawy scenami i szerokiego wykorzystania kolażu. Po polsku i na smutno, bo tematyka jest stuprocentowo nasza, a opowieść dotyczy tragedii. Młodzież, która zabrała się za robienie tego filmu, zrobiła w istocie film o sobie. Nie ma tutaj ani historii ani alegorii. Jest za to zderzenie współczesnego twórcy, który wiekiem dorównuje powstańcom z 1944 roku, z duchem młodzieży walczącej w szeregach AK, którego to ducha nie pojął.

   

Mic
O mnie Mic

Fascynacje: Bóg, człowiek, świat. W tej kolejności, przy czym wydaje mi się, że zainteresowanie jednym, pociąga zainteresowanie drugim i trzecim.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura